Enter your keyword

piątek, 31 marca 2017

Ghost in the Shell [recenzja]

By On 22:29


Zanim zacznę moją rozprawę na temat rozczarowania filmem "Ghost in the Shell" (2017, reż. Ruper Sanders) muszę zwierzyć się, że przed laty byłem może nie maniakiem tego gatunku, ale kilkanaście anime obejrzałem. Kilka było średnich, paru nawet nie dokończyłem, lecz trafiały się tytuły, którymi byłem wprost zafascynowany! Bardzo lubiłem oryginalny, inny rodzaj przekazu emocji bohaterów, ich historii od tego jak pokazują to europejscy lub amerykańscy twórcy. Sam się śmieję, kiedy słyszę, że to "chińskie bajki", ale szanuję zbyt wiele anime, by mówić o tym gatunku z pogardą. Zawsze kiedy czytam, że Hollywood planuje ekranizację anime lub mangi boję się katastrofy. Niestety moje obawy potwierdziły się w przypadku tego filmu. 
ONA: Ja wręcz przeciwnie. Jedyne podejście do oglądania anime to "Death Note" – nie przemówiło do mnie, trochę nie dałam temu szansy. Zanim więc przejdę do dygresowania – powiem wprost, znawcą nie jestem stąd nie mogę być żadnym wyznacznikiem dla fanów gatunku. Polecam jednak moje spojrzenie na "Ghost in the Shell" osobom takim jak ja, które nigdy nie miały nic wspólnego z anime bądź mangą, a może chciałyby spróbować.
W odległej, mrocznej przyszłości w barach lub na ulicach równie często, co człowieka można spotkać cyborga. 
ONA: Odniosłam wrażenie, że łatwiej spotkać kogoś zmodyfikowanego bądź robota niż człowieka z krwi i kości.
Roboty funkcjonują między ludzką społecznością służąc i dostarczając rozrywki. Major (Scarlett Johansson) to kobieta, cudem uratowana przed śmiercią. Właściwie to uratowano jedynie jej mózg, a dzięki wielkiemu konsorcjum Hanka stała się pierwszą Hybrydą - pół człowiekiem-pół robotem! Mózg, uczucia, emocje i ducha uwięziono w robotycznym pancerzu. Nie tylko pozwoliło jej to przetrwać, ale jednocześnie stać się żołnierzem niemal idealnym. Przez długi czas służyła wiernie tajemniczej Sekcji 9 i zwalczała najniebezpieczniejszych zbirów i przestępców. Wszystko szło jak po maśle dopóki nie zjawił się przedstawiciel najgroźniejszej grupy przestępców – hakerów – tajemniczy Kuze (Michael Pitt). Major musi zmierzyć się z zagadką swojej przeszłości, a także dowiedzieć się komu może zaufać, a kto i dlaczego pragnie ją okłamać. 
ONA: Brzmi całkiem nieźle, no nie?
Najnowsza ekranizacja "Ghost in the Shell" ze Scarlett Johansson w roli głównej miała świetną kampanię medialną. Zapowiadano wielką bombę, film przełomowy, który nawiązywał do klasyki japońskiej mangi. Scarlett Johansson i znana historia z pewnością przyciągną do kin wielu widzów, pytanie jak wielu wyjdzie z sali kinowej zadowolonych? Dla mnie to na pewno nie była bomba, ba myślę, że nawet nie granat. No może granat dymny, który efektami i wizją przyszłości przykrył płytką historię. "Ghost in the Shell" – ach jak idealnie ten tytuł, ta fraza pasuje do tego, co czuję po obejrzeniu fabularnej wersji kultowej mangi. Próba przeniesienia charakterystycznych cech anime do realnego filmu nie mogła się udać Rupertowi Sandersowi. Podczas seansu aż słyszałem
uderzenia uwięzionego ducha anime, które chciało się wyrwać z pancerza hollywoodzkiego filmu. Przenosząc porównania z filmu do rzeczywistości – nigdy robot i jego mechaniczne ruchy nie będą przypominały tych ludzkich, tak samo aktorski film wygląda sztucznie starając się skopiować schematy z anime. Według mnie film fabularny, choćby nie wiem z jak wysokim budżetem i gwiazdami nie ma szansy oddać ducha japońskich produkcji, po prostu są to całkowicie różne od siebie formy obrazu. 
ONA: Obce jest mi mangowe przesłanie oraz klimaty anime. Stąd oceniam ten film pod innym kątem. Jak dla mnie historia była po prostu płaska. Scarlett przypomniała mi bohaterkę z "Lucy" z tym jej krzywym chodem i sztywną ręką... Starała się kobieta być machiną, ale no nie wiem, zupełnie nie wyszło. Klimat jak klimat – imponująca wizja miasta przyszłości oraz rozwiniętej pod względem technologicznym cywilizacji. Przez pierwsze piętnaście minut wielkie WOW, później już nadmiar i przesyt z każdego kąta.
Fabuła i akcja filmu były bardzo proste i przewidywalne. Gra aktorska była irytująca, nie potrafiłem się zainteresować i wczuć w losy bohaterów tak jak lubię. Obejrzałem po prostu historię osadzoną w ciekawie przedstawionej przyszłości. Żeby nie było, że tylko krytykuję to na uwagę zasługują efekty specjalne i właśnie wizja przyszłości. Super technologia miesza się z kiczem i wszechobecnymi, nachalnymi reklamami. Ekstrawaganckie, nowoczesne budowle patrzą z góry na budynki, które przetrwały być może kilkanaście dekad charakteryzują ogromne dysproporcje w społeczeństwie. Trzeba przyznać, że na samą myśl o takiej przyszłości włos mógł zjeżyć się na głowie. Na pewno nie był to tytuł, który będzie za mną chodził przez najbliższe tygodnie. W samym tylko marcu widziałem kilka filmów, które zrobiły na mnie większe wrażenie. Kończąc napiszę tylko jedno słowo jakim skwitowałem
"Ghost in the Shell" – rozczarowanie. 
ONA: Średniak w ciekawym świecie osadzony. Historia mogłaby zrobić furorę tak jak udało mi się doczytać, zrobiła w wersji anime. Podejrzewam, że ci najwięksi fani będą rozsiewać po sieci ogromny hejt na wszystko i wszystkich związanych z produkcją. Czy słusznie? Może, ja też bym się wkurzyła gdyby mojego ukochanego HP nagle wyprodukowali z marnym skutkiem w wersji musicalowej lub Bollywood! Pozostali natomiast pójdą, obejrzą i wyjdą mniej lub bardziej zainteresowani. Średniak jak się patrzy, żadne must see –a miało, cholera! Potencjał.
~Art 
średnia ocen 4,2
czyli... na siłę !

KRYTERIUM OCENY
ONA
ON
FABUŁA


DIALOGI – GRA AKTORSKA


REALIZACJA POMYSŁU


POD KĄTEM GATUNKU


PRZYJEMNOŚĆ Z OGLĄDANIA


PLUSY
+ ciekawie pokazane miasto przyszłości wraz z nowoczesnymi wynalazkami i przesytem ruchomych reklam
+ wizja przyszłości
+ efekty specjalne

MINUSY
- właściwie to ciężko określić, film nijaki
- Scarlett zagrała typowo jak na siebie.. czyli tak se
- nieudolna próba przeniesienia anime do filmu fabularnego
- przewidywalność w historii


wtorek, 28 marca 2017

Baba Jaga [recenzja]

By On 11:14


Każdy, kto choć trochę mnie zna wie, że horrory to nie moja bajka. Ba! Ja zwyczajnie horrorów nie lubię, nie oglądam, nie myślę o nich nawet i nie chcę o nich słuchać… 
ON: Do tego stopnia, że to chyba nasz pierwszy klasyczny horror obejrzany wspólnie :)
Czasem tylko podświadomie jakiś mi się przyśni, ale to się chyba nie liczy (?). W każdym razie, przełamałam swój strach i ogólną, niemal fizyczną niechęć do tegoż gatunku wybierając się wczoraj na „Baba Jaga” (ang. Don't knock twice/ reż. Caradog W. James) i… klapa po całości. Pół dnia przygotowywałam się psychicznie na oglądanie wszystkiego prócz ekranu, a w najgorszej opcji nawet przedwczesne opuszczenie seansu, aby oszczędzić sercu rychłego zawału. Cóż zastałam? Prócz sali pełnej zaśmiewających się przy każdej scenie dzieciaków, co może wam już delikatnie nakreślić poziom grozy filmu – zaledwie kilka scen z tych straszniejszych, opartych głównie na złowrogiej muzyce i JEDEN moment zaskoczenia. Marnie, jak na horror. Widziałam straszniejsze thrillery. Ktoś tu chyba coś pokręcił i źle „Babę Jagę” zakwalifikował gatunkowo. 
ON: Muszę z rozczarowaniem przyznać, że nie było choć jednego bardzo strasznego momentu. Mało tego niemal w ogóle nie wiało grozą… Horror bez klimatu, nawet muzykę kiepsko wkomponowano w ogólne tło akcji.

Młoda dziewczyna – Chloe (Lucy Boynton) mieszka w sierocińcu. Jej matka – Jess (Katee Sackhoff) oddała ją tam kilka lat wcześniej, z niewypowiedzianego wprost powodu – prawdopodobnie dla jej własnego dobra, aby nie zaćpała się wraz z nią. Mniejsza, gdyż nie o relacje matka-córka w całej „Babie Jadze” chodzi, a o sąsiedztwo nowego domu Chloe. 
ON: Sądzę właśnie, że motyw relacji matka-córka był próbą jakiegoś głębszego przekazu. Być może reżyser chciał nawet skłonić do refleksji i nakreślić rys psychologiczny obu postaci? Jak ich przeszłość wpłynie na pojedynek ze złymi mocami? Czy będą w stanie zbliżyć się do siebie wobec nieuniknionego niebezpieczeństwa? Jeśli takie było zamierzenie to wyszło bardzo nieudolnie, natomiast jeśli nie, to stworzono film bez żadnego głębszego wątku.
Gdy w niewyjaśnionych okolicznościach znika jeden z mieszkańców sierocińca, o jego porwanie oskarżona zostaje, uznana za wiedźmę – Mary Aminov. Dzieciaki mszczą się na starej kobiecie, przezywając ją „Wiewiórą” i pukając do jej drzwi raz za razem… Nikt oczywiście nie wierzy w opowieści o porwaniu, wiedźmie i innych podobnych mało prawdopodobnych dla dorosłego historiach. Do czasu, aż kilka lat później Chloe wraz z kolega dla zgrywu pukają do domu dawno już nie żyjącej – samobójstwo, kobiety. Raz – by demona zbudzić, dwa – by przywołać niewolnika, na usługi demona…
Rozpoczynamy podróż, która ma tyle nieścisłości, że aż nie wiem od czego zacząć by nie wchodzić jednocześnie w zbyt wiele szczegółów. Od standardowego pytania „dlaczego nie zapalisz światła, skoro się boisz?” po „dlaczego odwracasz się plecami do wszystkich możliwych drzwi, skoro to właśnie przez nie wchodzi demon?”. Całość oparta oczywiście na półmrokach i naprawdę godnych doceniania kadrowaniach – patrzymy zza głównych postaci na lustra, przez okna i w dużych zbliżeniach na przerażone twarze. Mamy czas skupić na tym myśli w dużej mierze dlatego, że napięcie nie rośnie, co jest niewybaczalne przy kręceniu horroru. Skoro nie ma napięcia to i nie siedzimy jak na szpilkach, z minuty na minutę tracąc wątek… Za dużo w „Baba Jaga” przestojów, scen oderwanych od całości, kompletnie absurdalnych wątków. 
ON: Film pozbawiony klimatu grozy. Większym niepokojem napawały mnie miny matki Chloe, niż demon, czy mroczne moce.
Gdyby nie muzyka, która nadrabiała - nie bałabym się ani przez chwilę. Ja – boidudek na całego! Historia, nie patrząc pod kątem filmu, sama w sobie ciekawa, oparta na zabobonach i to z polskim motywem. 
ON: W całej nijakości na uwagę zasługuje wątek samej postaci Baby Jagi – mowa o wiedźmie ze słowiańskich legend. Miło, że sięgnięto bo opowieści z naszego regionu.
Z ciekawostek w Babę Jagę wcielił się facet, no i tyle. Byłam, obejrzałam i już prawie zapomniałam.


średnia ocen 3,1

czyli... w ostateczności!

KRYTERIUM OCENY
ONA
ON
FABUŁA
DIALOGI – GRA AKTORSKA
REALIZACJA POMYSŁU
POD KĄTEM GATUNKU
PRZYJEMNOŚĆ Z OGLĄDANIA
PLUSY
+ muzyka budująca napięcie
+ historia wzięta rodem z zabobonów
+ zaskakujące zakończenie – choć krótkie i milion myśli na raz, to jednak plus przy ogólnej porażce
+ nawiązanie do słowiańskich legend

MINUSY
- niezrozumiałe wątki
- brak napięcie i grozy w ponoć horrorze
- postać Baby Jagi
- brak klimatu grozy
- nie było żadnego przerażającego momentu



Ukryte Piękno

Ukryte Piękno
recenzja

__

About me

Wszystkie filmy oceniamy w 5 kategoriach:

1- fabuła
2- dialogi/gra aktorska
3- fabuła/ realizacja
4- pod kątem gatunku
5- przyjemność z oglądania

w niezmiennej dziesięciostopniowej skali:

skala

opis

1

Nigdy w życiu!

2

Szkoda tracić czas...

3

W ostateczności

4

Na siłę

5

Można obejrzeć

6

Zaciekawił

7

Dobre kino

8

Prawie idealny

9

Wybitny

10

MAJSTERSZTYK!!


Odwiedziliście nas już

Zblogowani

zBLOGowani.pl