Ghost in the Shell [recenzja]
By
Unknown
On
22:29
In
zagraniczne
Zanim zacznę moją rozprawę na temat rozczarowania filmem "Ghost in the Shell" (2017, reż. Ruper Sanders) muszę zwierzyć się, że przed laty byłem może nie maniakiem tego gatunku, ale kilkanaście anime obejrzałem. Kilka było średnich, paru nawet nie dokończyłem, lecz trafiały się tytuły, którymi byłem wprost zafascynowany! Bardzo lubiłem oryginalny, inny rodzaj przekazu emocji bohaterów, ich historii od tego jak pokazują to europejscy lub amerykańscy twórcy. Sam się śmieję, kiedy słyszę, że to "chińskie bajki", ale szanuję zbyt wiele anime, by mówić o tym gatunku z pogardą. Zawsze kiedy czytam, że Hollywood planuje ekranizację anime lub mangi boję się katastrofy. Niestety moje obawy potwierdziły się w przypadku tego filmu.
ONA: Ja wręcz przeciwnie. Jedyne podejście do oglądania anime to "Death Note" – nie przemówiło do mnie, trochę nie dałam temu szansy. Zanim więc przejdę do dygresowania – powiem wprost, znawcą nie jestem stąd nie mogę być żadnym wyznacznikiem dla fanów gatunku. Polecam jednak moje spojrzenie na "Ghost in the Shell" osobom takim jak ja, które nigdy nie miały nic wspólnego z anime bądź mangą, a może chciałyby spróbować.
W
odległej, mrocznej przyszłości w barach lub na ulicach równie
często, co człowieka można spotkać cyborga.
ONA: Odniosłam wrażenie, że łatwiej spotkać kogoś zmodyfikowanego bądź robota niż człowieka z krwi i kości.Roboty funkcjonują między ludzką społecznością służąc i dostarczając rozrywki. Major (Scarlett Johansson) to kobieta, cudem uratowana przed śmiercią. Właściwie to uratowano jedynie jej mózg, a dzięki wielkiemu konsorcjum Hanka stała się pierwszą Hybrydą - pół człowiekiem-pół robotem! Mózg, uczucia, emocje i ducha uwięziono w robotycznym pancerzu. Nie tylko pozwoliło jej to przetrwać, ale jednocześnie stać się żołnierzem niemal idealnym. Przez długi czas służyła wiernie tajemniczej Sekcji 9 i zwalczała najniebezpieczniejszych zbirów i przestępców. Wszystko szło jak po maśle dopóki nie zjawił się przedstawiciel najgroźniejszej grupy przestępców – hakerów – tajemniczy Kuze (Michael Pitt). Major musi zmierzyć się z zagadką swojej przeszłości, a także dowiedzieć się komu może zaufać, a kto i dlaczego pragnie ją okłamać.
ONA: Brzmi całkiem nieźle, no nie?
Najnowsza
ekranizacja "Ghost in the Shell" ze Scarlett Johansson w
roli głównej miała świetną kampanię medialną. Zapowiadano
wielką bombę, film przełomowy, który nawiązywał do klasyki
japońskiej mangi. Scarlett Johansson i znana historia z pewnością
przyciągną do kin wielu widzów, pytanie jak wielu wyjdzie z sali
kinowej zadowolonych? Dla mnie to na pewno nie była bomba, ba myślę,
że nawet nie granat. No może granat dymny, który efektami i wizją
przyszłości przykrył płytką historię. "Ghost in the Shell"
– ach jak idealnie ten tytuł, ta fraza pasuje do tego, co czuję
po obejrzeniu fabularnej wersji kultowej mangi. Próba przeniesienia
charakterystycznych cech anime do realnego filmu nie mogła się udać
Rupertowi Sandersowi. Podczas seansu aż słyszałem
uderzenia
uwięzionego ducha anime, które chciało się wyrwać z pancerza
hollywoodzkiego filmu. Przenosząc porównania z filmu do
rzeczywistości – nigdy robot i jego mechaniczne ruchy nie będą
przypominały tych ludzkich, tak samo aktorski film wygląda
sztucznie starając się skopiować schematy z anime. Według mnie
film fabularny, choćby nie wiem z jak wysokim budżetem i gwiazdami
nie ma szansy oddać ducha japońskich produkcji, po prostu są to
całkowicie różne od siebie formy obrazu.
ONA: Obce jest mi mangowe przesłanie oraz klimaty anime. Stąd oceniam ten film pod innym kątem. Jak dla mnie historia była po prostu płaska. Scarlett przypomniała mi bohaterkę z "Lucy" z tym jej krzywym chodem i sztywną ręką... Starała się kobieta być machiną, ale no nie wiem, zupełnie nie wyszło. Klimat jak klimat – imponująca wizja miasta przyszłości oraz rozwiniętej pod względem technologicznym cywilizacji. Przez pierwsze piętnaście minut wielkie WOW, później już nadmiar i przesyt z każdego kąta.
Fabuła
i akcja filmu były bardzo proste i przewidywalne. Gra aktorska była
irytująca, nie potrafiłem się zainteresować i wczuć w losy
bohaterów tak jak lubię. Obejrzałem po prostu historię osadzoną
w ciekawie przedstawionej przyszłości. Żeby nie było, że tylko
krytykuję to na uwagę zasługują efekty specjalne i właśnie wizja
przyszłości. Super technologia miesza się z kiczem i
wszechobecnymi, nachalnymi reklamami. Ekstrawaganckie, nowoczesne
budowle patrzą z góry na budynki, które przetrwały być może
kilkanaście dekad charakteryzują ogromne dysproporcje w
społeczeństwie. Trzeba przyznać, że na samą myśl o takiej
przyszłości włos mógł zjeżyć się na głowie. Na pewno nie był
to tytuł, który będzie za mną chodził przez najbliższe
tygodnie. W samym tylko marcu widziałem kilka filmów, które
zrobiły na mnie większe wrażenie. Kończąc napiszę tylko jedno
słowo jakim skwitowałem
"Ghost in the Shell" –
rozczarowanie.
ONA: Średniak w ciekawym świecie osadzony. Historia mogłaby zrobić furorę tak jak udało mi się doczytać, zrobiła w wersji anime. Podejrzewam, że ci najwięksi fani będą rozsiewać po sieci ogromny hejt na wszystko i wszystkich związanych z produkcją. Czy słusznie? Może, ja też bym się wkurzyła gdyby mojego ukochanego HP nagle wyprodukowali z marnym skutkiem w wersji musicalowej lub Bollywood! Pozostali natomiast pójdą, obejrzą i wyjdą mniej lub bardziej zainteresowani. Średniak jak się patrzy, żadne must see –a miało, cholera! Potencjał.
~Art
średnia ocen 4,2
czyli... na siłę !
KRYTERIUM
OCENY
|
ONA
|
ON
|
FABUŁA
|
||
DIALOGI
– GRA AKTORSKA
|
||
REALIZACJA
POMYSŁU
|
||
POD
KĄTEM GATUNKU
|
||
PRZYJEMNOŚĆ
Z OGLĄDANIA
|
||
PLUSY
|
+
ciekawie pokazane miasto przyszłości wraz z nowoczesnymi
wynalazkami i przesytem ruchomych reklam
|
+
wizja przyszłości
+
efekty specjalne
|
MINUSY
|
-
właściwie to ciężko określić, film nijaki
-
Scarlett zagrała typowo jak na siebie.. czyli tak se
|
-
nieudolna próba przeniesienia anime do filmu fabularnego
-
przewidywalność w historii
|