Enter your keyword

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą disney. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą disney. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 maja 2017

Vaiana: Skarb oceanu [recenzja]

By On 21:02
Pamiętam dobrze, jak pod koniec 2016 roku do kin wchodziła animacja Disneya „Vaiana: Skarb oceanu” (ang. Moana / 2016 / reż. Ron Clements, John Musker) i równie dobrze pamiętam jaką niechęcią ją wtedy darzyłam. Znikąd szczerze mówiąc, gdyż ani zwiastuny ani sama grafika nie była przecież odpychająca. Ot standardowa bajka Disneya, a jednak w mojej głowie zrodził się dystans, z którego powodu ostatecznie nie wybraliśmy się na seans.
ON: Taki twój kaprysik :)
Stąd, gdy tylko na Chili.tv pojawiła się szansa obejrzenia tej pozycji w opcji wypożyczenia (klik!) od razu odrzuciłam w ogóle taką możliwość, a po chwili przyszła refleksja ale właściwie dlaczego, nie? Nie umiałam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Film wypożyczyłam i postawiłam siebie przed faktem dokonanym. Wystarczyło już tylko obejrzeć i wiecie co? Cytując podejrzanie wpadającą nutę z tejże bajki Jest ok, jest ok, drobnostka!. Głupia byłam, bo animacja Disneya okazała się miłym towarzyszem sobotniego pikniku. Nawet dla takiej staruchy jak ja :)
ON: Nie wprowadzaj proszę naszych czytelników w błąd!! Żadna z niej starucha moi drodzy ;)
Vaiana jest nastolatką żyjącą wśród swojego plemienia na niewielkiej wysepce. Ponieważ wyspa dostarcza im wszystkim wszelkich niezbędnych do życia surowców, dawne plemię odkrywców zapuściło na niej korzenie odrzucając tradycję żeglarską przodków.
ON: Stawiając tym samym pierwszy krok do upadku cywilizacji!
Wydaje się, że jedynie Vaiana czuje ducha przeszłości i ciągnie myślami za rafę koralową. Ku uciesze swej babci- uznanej wszem i wobec za wariatkę, a utrapieniu ojca- wodza plemienia. Nie do końca początkowo są jasne zakazy stawiane przed dziewczyną, a dotyczące wyruszania poza horyzont. Jak się jednak okazuje to nie zwykłe widzimisie nadopiekuńczego ojca.
ON: E tam, całkowite widzimisie! Strachliwy był i nie wierzył w swoją córkę.
Vaiana odkrywa z czasem wraz z wysysanym z wyspy życiem, że osławiony półbóg Maui decydując się na kradzież serca bogini Te Fiti sprowadził na wszystkie wyspy po kolei śmierć i popioły. Tym samym plemię staje u progu kataklizmu – braku ryb, drzew owocowych, plonów... Łamiąc zakazy ojca, wybrana przez ocean oraz kierowana sercem i odwagą Vaiana wyrusza na poszukiwanie Mauiego. Przeznaczeniem jej wyprawy jest zmuszenie półboga do oddania Te Fiti jej serca, a co za tym idzie uratowania przed śmiercią swoich pobratymców. Nie będzie to jednak takie łatwe, gdyż Maui to narcystyczny głupek zawistnie broniący jedynie swoich interesów.
ON: A przy okazji chyba jedyna postać w całej bajce, która irytowała swoim zachowaniem.
Teraz, gdy już widziałam Vaiana: Skarb oceanu mogę sobie odpowiedzieć na pytanie ale właściwie dlaczego, nie? Odpowiedź nasuwa się niemal sama – otóż, właśnie tak! Jednocześnie widzę wiele zmarnowanego potencjału, gdyż całokształt pomysłu był na tyle oryginalny i wciągający, a został niejako spłaszczony.
ON: Otóż to! Starodawne legendy i mity były świetne, aż żal, że nie było ich więcej.
Wynikać to może z ograniczających ram czasowych… Zacznijmy od animacji, która jest zdecydowanie miła dla oka. Postaci są wyraziste – przynajmniej te główne czyli Vaiana i Maui. Historia zadziwiająco dobrze opowiedziana, ze szczegółami dawkowanymi z rozsądkiem i pewną dozą humoru. Całość oparta na już może lekko oklepanej, ale dalej aktualnej koncepcji podróży i jak to w disneyowskich produkcjach bywa na uczynieniu z najsłabszych i najmniej odpowiednich osób tych najważniejszych dla powodzenia misji. Animacja jak najbardziej skierowana do różnych grup wiekowych – od brzdąców po dziadków, każdy powinien odnaleźć w niej coś dla siebie.


ON: Ja osobiście uważam, że najmłodsi nie wyniosą z niej nic więcej niż kolorowe obrazki. Przekaz wcale nie był prosty, a całą historię zrozumieć mogą jedynie dojrzalsze dzieci.

Czego mi brakowało? Chyba rozwinięcia kilku wątków, głównie tych mitologicznych i mniejszej ilości śpiewania. Teraz we wszystkich bajkach musi być choć odrobina musicalu.
ON: A jak już śpiewali to mogli śpiewać więcej o legendach…

Śpiewanie dodaje odwagi, wyciąga z depresji… Ale co tam przecież to Drobnostka!!



średnia ocen 7,5
czyli... Dobre kino!

film obejrzany dzięki Chili.tv


sobota, 18 marca 2017

Piękna i Bestia [recenzja]

By On 11:18
„Piękna i bestia” była jedną z moich ulubionych bajek słuchanych przed snem, gdy byłam jeszcze małym brzdącem… Miałam więc wobec jej ekranizacji naprawdę spore oczekiwania. Głównie wynikające z sentymentu, ale nie tylko. W postać Belli czyli tytułowej Pięknej wcieliła się Emma Watson – której nie idzie nie polubić na srebrnym ekranie. Dodałam więc dwa do dwóch i wybraliśmy się do kina. Drodzy Moi „Piękna i bestia” w ekranizacji z 2017 (ang. Beauty and the Beast / reż. Bill Condon) to fantasy, romans i … musical w jednym [ON: Musicalem… dla mnie to była katorga]. Dodajcie do tego sentymentalną podróż w czasy dzieciństwa z Disneyem, delikatny oczopląs, gdyż tyle się dzieje, a film może już tylko zachwycić wielobarwnością, muzyką i takim zwyczajnym prostym pięknem. [ON: Na ekranie cały czas coś się ruszało, migało, skakało, doprowadzając niemal do zawrotów w głowie. To wszystko nie pozwoliło mi na pełnym zainteresowaniu fabułą].

Ukryte Piękno

Ukryte Piękno
recenzja

__

About me

Wszystkie filmy oceniamy w 5 kategoriach:

1- fabuła
2- dialogi/gra aktorska
3- fabuła/ realizacja
4- pod kątem gatunku
5- przyjemność z oglądania

w niezmiennej dziesięciostopniowej skali:

skala

opis

1

Nigdy w życiu!

2

Szkoda tracić czas...

3

W ostateczności

4

Na siłę

5

Można obejrzeć

6

Zaciekawił

7

Dobre kino

8

Prawie idealny

9

Wybitny

10

MAJSTERSZTYK!!


Odwiedziliście nas już

Zblogowani

zBLOGowani.pl