Enter your keyword

niedziela, 21 maja 2017

Song to song [recenzja]

Poszłam na „Song to song” (2017/ reż. Terrence Malick) zupełnie z rozpędu. Nie widziałam zwiastunów, nie czytałam też żadnej recenzji. Do tego stopnia, że jedynym skojarzeniem była twarz Ryana Goslinga z plakatu. Spontan na całego! 
ON: W sumie to nawet trochę przyklaskiwałem temu pomysłowi, ponieważ spotkałem się z wieloma komentarzami na temat tego filmu w internecie. Aż dziw bierze, że taki gniot miał taki rozgłos.

Tak szybko jak weszłam tak miałam ochotę wyjść. Film już od pierwszej sceny zalatywał zupełną amatorszczyzną… Kino alternatywne w pełnej krasie. Chcecie krótko i na temat o Song to song? Postaram się to uczynić retoryką Malicka… Ból głowy. Gniew. Jakże to wszystko niezrozumiałe, nieodparte, depresyjne. Ja, on. Kino. Wszystko to nic. Chaos. Krzywe kadry. Gniew… Rozumiecie? Pseudo psychologiczny gniot. Nie dla NORMALNYCH chcących czerpać z seansu PRZYJEMNOŚĆ ludzi. Odradzam.
ON: Nie można było tego lepiej ująć.

Rooney Mara jako Faye to kobieta lubiąca agresywne związki uczuciowe polegające na wzajemnej brutalności seksualnej. Spotyka się równocześnie z dwoma mężczyznami – BV (Ryan Gosling) i Cook (Michael Fassbender). Tego pierwszego kocha, z drugim sypia. Panowie związani są ze sobą zawodowo. Cook wie o BV, BV o Cooku nie. Faye? Cóż Faye miota się pomiędzy powiedzieć, nie powiedzieć, a może strzelić widzowi od razu w łeb…
ON: Takie rozwiązanie byłoby wyzwoleniem dla widza.
To będzie jedna z najkrótszych, a zarazem najbardziej negatywnych recenzji jak do tej pory. Niewiele mam bowiem do powiedzenia. Treść bez treści ujęta w chaotyczne sceny, powyrywane i rozszarpane. Krótkie epizody polegające na spojrzeniach i długich, myślowych wywodach składających się z frazesów, że aż chce Ci się śmiać. Przez łzy. Stylistyka filmowa, że aż ręce opadają. Założenie kręcenia niby dokumentu o życiu artystycznym połączona ze stałym ucinaniem głów kadrem, to coś co ani nie jest apetyczne filmowo ani wizualnie.
ON: Nie mam pojęcia, o co chodziło w tym filmie. Odniosłem wrażenie, że skierowany jest do pewnej wąskiej grupy odbiorców. Do tych zadufanych w sobie, gardzących zwykłymi ludźmi krytyków artystycznych, którzy w swojej nieomylności potrafią dostrzec sztukę nawet w - z całym szacunkiem - „gównie”. Sęk w tym, że w tym filmie banał gonił banał, a teksty były żywcem wyjęte ze złotych myśli lub pamiętniczka nastolatki.
Z seansu, zakończonego przed czasem wyniosłam jedynie zmęczenie. Film ewidentnie dla wąskiego grona odbiorców, którzy lubią się wymęczyć dla idei obejrzenia czegoś pseudo inteligentnego i takich, co widzą trzecie dno w scenach, w których nie ma nawet pierwszego znaczenia.
ON: Muszę jeszcze napisać coś co mnie drażni. Film całkowicie o niczym jest przez wielu znawców i krytyków oceniany wyżej niż filmy, które może nie były wybitne, ale na pewno fabułą i montażem biły „Song to song” na głowę np. Dzień Niepodległości: Odrodzenie Nie wiem z czego to się bierze...

Gosling – drewno, Mara – irytująca. Fassbender pokazał w końcu (!!), że nie jest manekinem i potrafi się na ekranie wyluzować i zagrać to i owo. Szkoda tylko, że wzniósł się artystycznie w filmie o niczym. O niczym.

średnia ocen 1,9
czyli... szkoda tracić czas!


11 komentarzy:

  1. Skoro szkoda tracić czas to raczej nie obejrzę :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakośnie przepadam za Goslingiem, więc chociażby z tego powodu nie poszłabym na ten film do kina czy nie zasiadłabym przed telewizorem. I z tego co czytam, nic bym nie straciła ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straciłabyś... możliwość wkurzenia się na to COŚ.

      Usuń
  3. Nie widziałam, ale po Waszej recenzji będę omijać szerokim łukiem i nawet z ciekawości nie zamierzam zerknąć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam. Widziałam. Potwierdzam. Gniot.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo tego, że Ryan Gosling... to jednak mówię NIE ;) Zniechęciliście mnie skutecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uratowaliśmy Twą duszę :) jest tyle lepszych produkcji których obejrzenie daje przyjemność, a nie wkurzenie na maxa.

      Usuń
  6. Oj chyba tym razem zupełnie nie dla mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym razem to praktycznie dla nikogo :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O wow jak nisko! A planowałam obejrzeć bo ostatnio zakochałam się w Ryanie :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za chęć pozostawienia po sobie śladu! Komentarze, recenzje, opinie, a nawet uzasadniona krytyka - motywują najskuteczniej!

Ona i On

Ukryte Piękno

Ukryte Piękno
recenzja