Enter your keyword

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą audiorecenzja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą audiorecenzja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 czerwca 2017

Baywatch. Słoneczny Patrol [recenzja] [audiorecenzja]

By On 08:51
Szedłem na ten film nie spodziewając się niczego wielkiego. Mało tego, jestem święcie przekonany, że gdyby nie ta strona nie poszlibyśmy na niego wcale.
Ona: Jestem pewna, że nie.
Nastawiłem się, że pójdę, stracę trochę czasu i zbesztam go w swojej recenzji. W końcu to Baywatch. Słoneczny patrol (ang. Baywatch / 2017 r. / reż. Seth Gordon)! Słoneczny patrol! Czyli synonim kiczu i tandety! Reaktywacja kultowego w latach 90. serialu o ratownikach z Kalifornii wzbudzała u wszystkich uśmiech politowania.
Ona: I wzbudza do teraz. Nikt ze znajomych się na to nie wybiera, zapytani dlaczego odpowiadają coś w stylu "trochę wstyd, no wiesz".
Sprawdziłem, że serial doczekał się aż 11 (!) sezonów! Jest to dla mnie totalnym zaskoczeniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że też go oglądałem jako młody chłopak. Nie pamiętam jednak z niego choćby jednego wątku, czy historii... Przed oczyma mam, pewnie jak każdy, biegnących w zwolnionym tempie ratowników (ratowniczki!) w czerwonych majtkach i nic więcej.
Audiorecenzja dla tych, którzy wolą nas posłuchać niż przeczytać 😏
Ona: Chciałeś powiedzieć jak każdy chłopak z naciskiem na ratowniczki.
Filmowy Baywatch przenosi nas na słoneczne, kalifornijskie plaże, na których porządku strzegą ratownicy przeszkoleni do działań nawet w najcięższych warunkach. Historię rozpoczynamy akurat podczas startu sezonu, gdzie straż wodna przygotowuje zawody dla chcących dołączyć w jej szeregi śmiałków. Lista wolnych miejsc jest wyjątkowo krótka, a jedno z nich zajmuje dwukrotny mistrz olimpijski Matt Brody (Zac Efron), który z miejsca popada w konflikt z dowódcą oddziału, legendą plaży Mitchem Buchannon (Dwayne Johnson). Mężczyźni muszą uporać się nie tylko ze stosunkiem do siebie, ale także z falą zabójstw oraz handlem narkotykami w tle!
Ona: Dlaczego bohaterowie nazywają się tak samo jak ich serialowi poprzednicy skoro nie są nimi, co wyraźnie zostało podkreślone w filmie? Nie wiem, nikt nie raczył wyjaśnić. I na domiar złego jeszcze ten laluś Efron na Lifeguard Tower, prężący mięśnie do kamery. Jak dla mnie jest to jeden z wyznaczników kiczowatości nowej odsłony Baywatch. Bo przypomnijcie mi jeżeli nie pamiętam, czy on grał kiedykolwiek w czymś na poziomie?!
Do teraz nie wiem o co chodzi, ale mnie ten film na prawdę się podobał!
Ona: Najwyraźniej jesteś chwilowo niepoczytalny. Wzywać karetkę?
Oczywiście nie był wybitny, albo chociaż bardzo dobry, ale dostarczył wszystkiego czego można wymagać od prostej amerykańskiej komedii. Dużo akcji, często absurdalnej, do tego humor momentami zabójczy, momentami żenujący. Czyli połączenie jakim od czasu do czasu raczą nas reżyserzy zza wielkiej wody.
Ona: Z przewagą wątków absurdalnych, zdecydowanie. Omacywanie zwłok, mordowanie ludzi z bazuki, wyznawanie miłości morskim stworom to tylko niektóre z nich.
Co do samej fabuły to twórcy mieli pomysł na całkiem ciekawy wątek kryminalny. Trzeba jednak pamiętać, że on także przedstawiony został widzowi z przymrużeniem oka.
Ona: Nic naprawdę odkrywczego. Naciągnięty do granic wytrzymałości widza wątek świetności Mitcha oraz jego nieomylności oraz kilka utartych i stereotypowych zagrywek.
Na co zwróciłem uwagę? Na to, że tak jak wspomniałem wcześniej Słoneczny Patrol kojarzy się z kuso ubranymi, wyposażonymi w odpowiednie atrybuty strażniczkami, które w swojej pracy nie wstydzą się pokazywać swych wdzięków. W przypadku tegorocznej produkcji, reżyser skupił się na seksapilu... Panów. Efron i Johnson przez pół filmu paradują bez koszulek, przyprawiając o kompleksy większość facetów na sali kinowej, podczas gdy kobiety są ewidentnie postaciami drugoplanowymi, a na prezentacje ich wdzięków chyba zabrakło reżyserowi czasu... Podsumowując tę krótką recenzje zachęcę do wybrania się do kina jeśli nie mamy pomysłu na wieczór. Czas nie będzie stracony, będzie za to mnóstwo momentów, gdzie nawet największy smutas wykrzywi usta w grymasie uśmiechu.
Ona: Podsumowując to nie był film dla mnie. Ani jeżeli o obsadę chodzi, ani pomysł ani realizację. Ciężko było znaleźć choć jeden plus, ale znalazłam – koniec końców nie nudziłam się. Było żenująco, czasem nawet obleśnie i niesmacznie. Był humor poniżej krytyki. Fabuła naprawdę nie trzymająca się żadnych ram. ALE nie nudziłam się, bo na ekranie dużo się działo – od efektownych skoków do wody, przez wątek miłosny ślamazary z seksbombą, po wątek kryminalno-szpiegosko-mafijny. Wykonanie i podejście reżysera do tematu odbiega od moich kanonów dobrego smaku i humoru, ale całokształt ujdzie.

Osobiście odbieram ten film jako pastisz zarówno pierwowzoru jak i wszystkich tego typu "pustych" filmów. Mojego życia nie odmienił, nie miał w sobie żadnej pointy, ani głębszego przekazu. Miał bawić i bawił. Zaskoczył na plus.

średnia ocen 4,4
czyli... na siłę

czwartek, 8 czerwca 2017

Sing [recenzja] [audiorecenzja]

By On 18:54
Szumnie zapowiadana setkami zwiastunów na kilka miesięcy przed premierą. Ogłoszona hitem nim się jeszcze pojawiła na ekranach. Tak tak Moi Mili, mowa o animacji Illumination „Sing” ( 2016/ reż. Garth Jennings). Bajce o tyle dziwnej, że za pierwszym podejściem – tym premierowo kinowym – odrzuciło nas od niej zupełnie, a z seansu wychodziliśmy zażenowani, ale o dziwo przy podejściu drugim, już w domowych pieleszach, na Chili.tv coś pękło, ułożyło się na nowo i z lekkością dobrnęliśmy do końca. No przynajmniej ja – a Ty?
ON: Wywołany do tablicy muszę stwierdzić, że faktycznie drugi seans podobał mi się dużo bardziej. Pierwsze podejście rozczarowało, drugie miało być lekkie, szybkie i przyjemne – zdało egzamin. Takie filmy chce się oglądać w weekendowe, senne poranki!
Buster Moon (Matthew McConaughey/Marcin Dorociński) to urodzony optymista. Pomimo rozpadającego się miejsca pracy, które jest jednocześnie jego własnością, pomysłem na życie i domem – nie traci nadziei na sukces. Nigdy (!) choć brakuje prądu, choć ściany pękają od pukania nieopłaconych fachowców, a bankowa windykacja dzwoni nieustająco... Sukcesem tym jest wskrzeszenie do aktywnego działania, ukochanego, w pocie czoła wykupionego mu przez ojca, starego teatru. Z pomocą podstarzałej już sekretarki Panny Crawly (Garth Jenning – reżyser!) organizują w ramach ostatniego tchnienia teatru – konkurs wokalny. Swoiste być albo nie być w wersji talent show.

Audiorecenzja dla tych, co wolą posłuchać niż przeczytać 😏



ON: Talent show, który przez nieudolność Panny Crawly ma szansę zamienić się w kopalnię wokalnych talentów. Poza właśnie Busterem i jego asystentką poznajemy losy kilku ciekawych postaci. Przybliżone są nam ich historie i drogi jakie przeszli by stanąć na deskach teatru.
Fabuła animacji nie zachwyca. Przez pierwszych kilkadziesiąt minut na ekranie niewiele się dzieje. Poznajemy i to w ślimaczym tempie wszystkich bohaterów i oglądamy Idola w wersji animowanej. Ze staraniami o pieniądze Bustera w tle.

ON: Mnie sam motyw castingu się podobał. Nawet parę razy udało mi się podczas niego uśmiechnąć. Twórcy oryginalnie dopasowali różne gatunki zwierząt pod konkretne gatunki muzyczne.
Sami bohaterowie to stereotypowi i pełni sprzeczności ludzie w wersji zwierzęcej. Do polubienia – mi osobiście do gustu najbardziej przypadł wrażliwiec Johnny, który wolał śpiewać niż kraść. No sami widzicie, bajka z wartościami dla dzieci! Ewidentnie. Ostatecznie akcja skupia uwagę dopiero na ostatnie trzydzieści-czterdzieści minut wplatając w treść morał i element wzruszenia. Cała reszta oparta na miłej dla oka – choć już aż nadto znajomej kresce i znanych motywach muzycznych.

ON: Niestety jak na film z taką promocją nie dostaliśmy nic odkrywczego. Wątki ani trochę nie pachniały świeżością, miałem wrażenie że gdzieś już wszystko widziałem. Sama historia stworzona z pomysłem, lecz nie postawiono ostatecznie kropki nad i. Nawet bohaterowie, mimo że charakterystyczni i ciekawi, to nie trafili do mojego serca tak jak to bywa z podobnymi produkcjami.

Bajka w głównej mierze skierowana do najmłodszych widzów. Ze świecą – w końcu prąd jest w teatrze Bustera Moona rzadkością – szukać tu jakichkolwiek dwuznacznych żartów, które zrozumieliby wyłącznie dorośli. Jak już wcześniej wspomniałam, seans kinowy nie zachwycił, zapewne głównie przez wysokie oczekiwania wykreowane zapowiedziami. Pozycja wpisała się za to jako idealna opcja do niedzielnego śniadania. Nic dodać nic ująć. Bardziej na seans rodzinny i z pociechami niż na wieczór we dwoje. 

średnia ocen 6,1
czyli... zaciekawił
Film obejrzany dzięki

wtorek, 6 czerwca 2017

Gwiazdy [recenzja] [audiorecenzja]

By On 10:54


Na pierwszy rzut oka wszystko powinno pójść jak spłatka. Przynajmniej jeśli chodzi o wyciągnięcie do kina dwóch połówek płci przeciwnej. Według zwiastunów ona miała dostać historię miłosną opartą na rywalizacji dwóch młodych mężczyzn o względy uroczej blondynki. Natomiast on mógł liczyć na sentymentalne wspomnienia o jednym z polskich piłkarzy, którego kariera przypadła na lata największych sukcesów naszej drużyny narodowej.
Ona: A i tak do kina się jakoś nie mogliśmy wybrać. Obstawiałam, że wątek miłosny jest podstępem, aby kobiety beztrosko pomaszerowały do kina z piłkarsko ześwirowanymi ukochanymi. Jakież było moje zdziwienie, że wręcz odwrotnie!
Mężczyźni mogli wyciągnąć swoją kobietę na film o sporcie wmawiając im, że na ekranie będzie romans, a kobiety w łatwy sposób mogły przekonać swoich partnerów na wypad do kina pod płaszczem opowiadania o piłkarzach, lecz same nastawiały się na historię miłosną. Decyzja o wybraniu się na film "Gwiazdy" (reż. Jan Kidawa-Błoński / 2017 r.) to maiła być klasyczna sytuacja Win Win!
Ona: Nie jestem przekonana czy ktokolwiek był tu na wygranej pozycji.


Audiorecenzja dla tych, którzy wolą nas posłuchać 😏


Jan Banaś (Mateusz Kościukiewicz) urodził się w Berlinie w czasach drugiej wojny światowej. Jego ojcem był żołnierz hitlerowskiej armii oraz... piłkarz reprezentacji Niemiec. To po nim młody Jaś (a właściwie Hans, gdyż z takim imieniem się urodził) odziedziczył miłość do piłki nożnej. Młody chłopiec dorastał na Śląsku ze swoją matką Anną (Magdalena Cielecka) oraz dwójką najlepszych przyjaciół – Ginterem (Sebastian Fabijański) oraz Marleną (Karolina Szymczak), która z czasem została jego przyrodnia siostrą. Życie obu chłopców, a w przyszłości nastolatków i dojrzałych mężczyzn kręciło się zawsze w okół piłki nożnej, oraz właśnie Marleny.
Ona: Marlena na tej sytuacji korzystała jak mogła choć bardziej ciągnęło ją do Jaśka. Taka zakazana miłość smakuje ponoć najlepiej.
Obaj rywalizowali na boiskach ligowych o zwycięstwa w meczach, oraz o względy urodziwej blondynki poza stadionem. Poznajemy burzliwe losy ich przyjaźni, serie złych wyborów, które doprowadzają do ludzkich dramatów, a wszystko z zawiłym światem PRLowskiej piłki nożnej w tle.
Zaczynając od początku trzeba być uczciwym i zaznaczyć, że nie był to film o życiu Jana Banasia.
Ona: O czym dowiedziałam się dzisiaj, gdy mój ON przygotowywał się do napisania tej recenzji. Wcześniej byłam święcie przekonana, że obejrzałam bliską rzeczywistości opowieść o realnej osobie. Słusznym wydawało mi się jej zekranizowanie, gdyż cała historia jest jak rodem z Hollywood – miłość do przyrodniej siostry, intrygi sportowe, ojciec hitlerowiec odnajduje się niespodziewanie za granicą jako agent sportowy i prowadzi syna ku zwycięstwu. Niestety – wszystkie wątki prywatne zawarte w tym filmie, które jako takie – realne, zrobiły na mnie piorunujące wrażenie to zwykła fantazja scenarzysty. Dobra, skomplikowana, ale nadal pozostająca tylko fantazja.
Nazwanie filmu "Gwiazdy" biografią byłoby wprost okłamaniem widza i czytających tę recenzję. W całej produkcji prawdziwych było jedynie kilka wątku, w dodatku stricte piłkarskich. Nie chcę psuć zabawy podczas oglądania, dlatego nie wymienię nieścisłości, aby nie spojlerować. Jednak bez skrupułów napiszę, że niemal wszystkie wątki obyczajowe były fikcją reżysera.
Teraz przechodząc do sedna, czyli wrażeń z filmu jako takiego, przyjmując że bohaterem jest postać fikcyjna to... niestety przyznam, że czułem niedosyt po seansie. Niby było w nim to co musi być. Zawiłe wątki miłosne, intrygi, zdrady. Do tego mocno rozbudowane historie wszystkich bohaterów. Wszystko potrafiło przykuć uwagę, ale nic nie wzbudziło we mnie podziwu.
Ona: Podejrzewam Kochany, że nastawiałeś się na coś zupełnie innego. Liczyłeś na dobrze zrealizowany film sportowy na miarę zagranicznych produkcji. Podejrzewam, że większa ilość scen typowo piłkarskich, gry na boisku i newsów z szatni uratowałaby ten film w Twoich oczach. Tymczasem do czynienia mamy z ... dramatem obyczajowym? To chyba lepsze określenie niż film sportowy, bo fakt faktem, że sportu nie było wiele. Jak dla mnie to dużo lepsza opcja, ale wiadomo – jestem kobietą.
Same wątki piłkarskie także pozostawiały wiele do życzenia. Obejrzałem mnóstwo filmów sportowych (swoją drogą musimy nadrobić braki w tej kategorii na naszym blogu!) i wszystkie, które traktowały o swojej dyscyplinie sportu starały się wprowadzić realistyczny klimat. Tutaj tego zabrakło. Ewidentnie twórcy nie mieli pomysłu na wkomponowanie meczów w ogólną historię, kadry z pojedynków piłkarskich wyglądały sztucznie, jako kibic w ogóle się nie wczułem.
Ona: Jako laikowi w temacie w ogóle mi nie przeszkadzały. Pamiętasz jak Ci powiedziałam po seansie, że myślałam przez cały film, że dobrze się bawisz? No właśnie. Widziałam te wstawki, te stare mecze, te wszystkie stylizowane sceny i myślałam oho! On na pewno dobrze się bawi. Stąd mój wniosek, że na Gwiazdach lepiej odnajdą się ludzie, którzy oglądają piłkę nożną tylko raz od święta lub wcale.
No może poza urywakami nagrań z legendarnym komentatorem Janem Ciszewskim, którego głos słyszeliśmy podczas opowiadania losów naszej kadry i drużyn klubowych w Europie. Czy można zatem powiedzieć, że był to film o piłce nożnej? Jeśli oceniałbym pod tym kątem to napisałbym, że marnym. Ogólny rozrachunek ratują wątki obyczajowe. Niestety tak jak wspomniałem wcześniej, nie były one wybitne, ale podnoszą ocenę całej produkcji do średniej. Nie wynudziłem się na seansie, ale spodziewałem się czegoś lepszego. Średniak, do obejrzenia raz, ale tylko jeśli akurat nie mamy nic lepszego do roboty.

Ona: Nie mogę się zgodzić. Film solidny. Dobrze wpasowany w klimaty PRLu. Gra aktorska na wysokim poziomie jeżeli o polskie kino chodzi. Główny bohater może delikatnie irytujący, ale taki już ma styl grania. Kino z wątkami historycznymi, dobrze osadzone, dobrze zrealizowane. Naprawdę spodziewałam się większej klapy na wielu polach... Może dlatego tak wysoko go teraz oceniam, bo spisałam na straty zawczasu? Nie wiem, ale polecam Wam sprawdzić osobiście.

średnia ocen 5,4
czyli... można obejrzeć

sobota, 3 czerwca 2017

Wonder Woman [recenzja] [audiorecenzja]

By On 18:41
Ekranizacje Uniwersum DC od zawsze kojarzyły mi się głównie z … gniotami. I nie chodzi tu tylko o fakt, że wolę wrogie uniwersum Marvela, a to z automatu robi ze mnie naturalnego wroga ich produkcji. DC poprzez takie pozycje filmowe jak Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości czy Zielona Latarnia skutecznie i stosunkowo szybko zniechęciło mnie to przedstawianych historii realizacją i koncepcją. Po co się męczyć, gdy niejako w opozycji mamy do wyboru równie ciekawy świat wykreowany przez Marvela?
ON: Jest to dla mnie całkowicie niezrozumiałe, że tuż za miedzą, z porównywalnym budżetem filmy tworzy taki Marvel, który robi albo hity, albo chociaż wciągające produkcje. Natomiast DC? Zawsze rozczarowuje…
Toteż gdy pojawiła się opcja przed premierowego seansu Wonder Woman (2017/ reż. Patty Jenkins) zawahałam się. Historia sama w sobie ciekawa, klimatyczna i z gatunku, w którym uwielbiam się zatracić od czasu do czasu. Mitologiczne wstawki, waleczne kobiety, rozbudowana fabuła pełna smaczków i szczególików.
ON: Zapowiadano Wonder Woman jako wielkie przełamanie wytwórni! Co ciekawe większość osób po przed premierach zachwalało najnowszy film! Przed seansem postanowiłem dać DC czystą kartę by zapisali historię od nowa.
Recenzja w wersji audio:

Realizacja? Cóż… Utwierdziły się tylko moje uprzedzenia. Nawet najlepszy scenariusz można doszczętnie spaprać, gdy brakuje pomysłu na realizację. Wonder Women ucierpiała, bo nie została wymyślona w Marvelu.
Diana (Gal Gadot) to jedyne dziecko na wyspie zamieszkałej przez Amazonki - waleczne kobiety, stworzone przez Zeusa by walczyły w obronie ludzi. Stworzona z gliny i pobudzona do życia przez Zeusa córka królowej Amazonek Hippolity (Connie Nielsen) jako jedyna na wyspie nigdy nie walczyła ani nie szkoliła się w walce. Przynajmniej oficjalnie. Nie dlatego, że nie chciała lecz dlatego, że jest to jej odgórnie zakazane.Na wyspie odciętej od świata magią Zeusa, Amazonki wiodą spokojne życie aż do dnia, gdy z nieba spada w jej pobliże niemiecki samolot. Diana ratując pilota – Steve'a Trevora (Chris Pine) nie tylko poznaje pierwszego w swym życiu mężczyznę, ale sprowadza na siebie przeznaczenie. Przeznaczenie, od którego wszystkimi swymi siłami starała się ja odciąć matka. Poza wyspą rozgrywa się największa wojna znana dotąd ludzkości. Giną niewinni ludzie. To Ares – Bóg wojny, to na pewno jego sprawka. Diana chcąc wypełnić sens istnienia amazonek, czując się jedną z nich, wyrusza wraz ze Stevem na front, by zabijając Aresa sprowadzić na świat pokój.
Niestety reżyserka Patty Jenkins zdecydowała się kontynuować marne efekty poprzednich ekranizacji komiksów DC. Prócz fabuły z potencjałem, ciekawych kostiumów i wizerunku wyspy Amazonek mamy do czynienia z absurdalnymi scenami walki, które przekreślają jakiekolwiek zadatki Wonder Women na dobry film. Już po opuszczeniu urokliwie przedstawionej wyspy skończyła się moja przyjemność z oglądania.
ON: Muszę wtrącić, że film zaczął się z przytupem! Pierwszych kilkadziesiąt minut starało się utwierdzić mnie w przekonaniu, że danie kolejnej szansy DC się opłaci. Świetnie rozpisany wątek wyspy i świata Amazonek robił wrażenie. Niestety, nie byłem świadom tego co stanie się potem…
Dopóki widziałam mityczne klimaty, dopóty koncepcja była spójna. Im dalej od raju tym scenariusz zaczynał się spłaszczać, a efekty wizualne podupadać. Ostatecznie wyszło średnie kino pełne dziwnych ujęć i zbliżeń, pozbawione jakichkolwiek godnych docenienia dialogów. Wiem wiem, to miał być film akcji i dialogi nie powinny być aż tak istotne, a jednak! W tym przypadku, by dobrze zrozumieć po co Diana rusza na front, kim jest i dlaczego jej obecność jest istotna – nie wystarczą skoki, burzenie murów i efektowne zasłanianie się tarczą przed pociskami.
ON: Niestety pomysł na fabułę skończył się twórcom na wyspie. Później bzdura goni bzdurę. Splot bezsensownych wydarzeń pcha głównych bohaterów do celu. Akcji brakuje logiki i choć pozorów realizmu.
To sama Diana, nawiązując relację z ludźmi powinna wiele wyjaśnić. Tymczasem jest wyjątkowo mroczno milcząca i jedynie macha mieczem zdobywając kolejne połacie terenów z łatwością czołgu. Jest posągowa i urocza, przyciąga wzrok nie tylko męskiej części widowni, jednocześnie nie zaskarbiając sobie za grosz przychylności u widza.
ON: Z tą surową oceną nie potrafię się zgodzić. Gadot zagrała ciekawą rolę, może faktycznie za mało było o niej samej, ale wycisnęła ze swojej postaci wszystko czego oczekiwałem. Jeśli chodzi o grę aktorską to tak słabo dobranej części męskiej jeszcze nie widziałem w tak ogromnej produkcji! Postaci takie jak Steve Trevor, Sameer oraz Charlie to wstyd przy takim budżecie i rozmachu.
Czego mi zabrakło? Efektu wow w połączeniu z efektami specjalnymi. Wszystko było proste – fabuła, realizacja, efekty, i jednocześnie tak szybko jak się zaczęło tak skończyło. Choć historia z założenia nastawiona na to, by poruszyć i pokazać okrutne realia wojny, dodatkowo z morałem, to nie zawojowała mego serca. Dla kogo? Dla niewymagającego widza, na niewymagający wieczór. We dwoje? Owszem, nie jest to film dedykowany ani jemu ani jej, spokojnie można obejrzeć

średnia ocen 4,7
czyli... można obejrzeć

Ukryte Piękno

Ukryte Piękno
recenzja

__

About me

Wszystkie filmy oceniamy w 5 kategoriach:

1- fabuła
2- dialogi/gra aktorska
3- fabuła/ realizacja
4- pod kątem gatunku
5- przyjemność z oglądania

w niezmiennej dziesięciostopniowej skali:

skala

opis

1

Nigdy w życiu!

2

Szkoda tracić czas...

3

W ostateczności

4

Na siłę

5

Można obejrzeć

6

Zaciekawił

7

Dobre kino

8

Prawie idealny

9

Wybitny

10

MAJSTERSZTYK!!


Odwiedziliście nas już

Zblogowani

zBLOGowani.pl