Zmarnowany
potencjał to coś, czego nie jestem w stanie wybaczyć. Gdy
pierwszych kilkanaście minut seansu wbija mnie w fotel z
zaciekawieniem, przekazuje jakąś zagadkę na tyle dobrze skrojoną,
że chce poznać więcej szczegółów, a później następuje
zupełny spadek mocy i wizji reżyserskich– powiedzieć, że jestem
zła, to mało. Powiem szczerze, że darzę pewną dozą sympatii
starsze odsłony Mumii, kojarzą mi się z dzieciństwem.
ON:
Jeśli o mnie chodzi to jedynie wiedziałem, że takie filmy
istniały, bowiem nie potrafię sobie przypomnieć bym którąś
Mumię obejrzał w całości.
Wracam
do nich choć fragmentarycznie, gdy akurat lecą w telewizji – ot z
sentymentu, by się trochę pośmiać, a przy okazji złapać choć
na chwilę bakcyla archeologicznego (kto jako szkrab nie chciał być
archeologiem?).
ON:
Och jak ja bardzo chciałem być archeologiem! Dinozaury, piramidy,
zaginione skarby...
Natomiast
jeżeli o „Mumia” (ang. The Mummy /
2017 / Alex Kurtzman)
chodzi, to mam ochotę postąpić wbrew jakimkolwiek zasadom
archeologów - zakopać ją tam skąd ją wykopali, zalać na nowo
rtęcią i zupełnie wymazać z pamięci potomnych. Jak na początek
nowego uniwersum potworów, wyszło kiepsko. Swoją
drogą, czy teraz wszystkie filmy muszą tworzyć uniwersum? No bez
przesady.
Audiorecenzja dla tych, co wolą nas posłuchać niż przeczytać 😏
ON:
Natomiast ja uważam, że każde konkretne Universum buduje swój
własny klimat, dzięki któremu łatwiej ocenić całą serię. Nie
przeszkadza mi, że kolejni twórcy tworzą nowe światy, wręcz
przeciwnie, możemy dzięki
temu porównywać je
do siebie, dostrzegać wady jednych i zalety drugich
Nick
Morton (Tom Cruise) wraz z przyjacielem Chrisem Vail (Jake Johnson)
są komandosami marynarki wojennej stacjonującymi w Iraku. Niejako
pod przykrywką praworządnych wojskowych zajmują się zupełnie
czymś innym – z racji, iż teren na którym przebywają sięga swą
historią jeszcze przed naszą erę, Nick i Chris pałają się
handlem artefaktami na czarnym rynku. Naginając jasne
polecenia przełożonych, trafiają w końcu na prawdziwą perełkę
pustyni. Po
bombardowaniu
wioski rebeliantów spod piachu wyłania się grobowiec egipski, a
w nim tajemniczy zbiornik pełen
rtęci. Sarkofag
wydobywają z pomocą uroczej i obeznanej w temacie blondynki
– Jenny Halsey (Annabelle Wallis), nie wiedząc jeszcze jakie zło
siedzi wewnątrz, ani jakie konsekwencje przyniesie jego transport.
ON:
My
też nie byliśmy świadomi tego jak bardzo dużo zła w postaci
kiepskiego filmu będziemy mieli wątpliwą przyjemnośc oglądać na
ekranie kina.
Mniej
więcej tam gdzie kończy się cały proces wydobywania sarkofagu z
głębin rtęciowego więzienia
tam skończył się sens oglądania. Kilkanaście minut naprawdę
dobrze wyreżyserowanego wstępu. Zagadka przedstawiona w taki
sposób, aby widz zastanowił się, co robi egipski sarkofag pośrodku
dawnego terytorium Mezopotamii. Następnie wszyscy znaczący
bohaterowie wsiadają na pokład samolotu i fabuła wraz z nim
roztrzaskuje się brutalnie o ziemie.
Mam
problem, aby określić jaki
gatunek filmowy reprezentuje
Mumia. Jest
tak naprawdę
zupełną mieszanką – mamy tu wszystko, zaczynając od kina
przygodowego poprzez kiepską komedię, a na marnym horrorze kończąc.
ON:
Twórcy nie mogli zdecydować się na jaki gatunek postawić, więc
wzięli
najgorsze cechy wszystkich wymienionych przez ciebie. Wyszło
groteskowo.
Jeżeli
produkcja stara się ciągnąć za ogon kilka gatunków, staje się
zupełnie niezrozumiała i męcząca. Mumia jest idealnym
reprezentantem powyższego rozwiązania, a chyba nie taki był
zamiar, prawda? Film obdarty z
jakiegokolwiek elementu niedopowiedzenia bądź tajemnicy, wszystkie
możliwe zagadki są skrzętnie opowiadane przez narratora, a dialogi
za zadanie mają raczej zanudzić szczegółami niż zaciekawić.
Efekciarstwo goni
efekciarstwo, przy bohaterach płaskich i bez wyrazu niczym biała
kartka.
ON:
Efekciarstwo pokazane w jak najgorszym stylu. Same efekty specjalne
były beznadziejne, żadnego tempa akcji, ani klimatu. Dramat po
całości.
Jak
odnajduje się w całości sama Mumia – czyli wcielenie zła,
księżniczka egipska Ahmanet (Sofia
Boutella)? Blado. Niewiele
miała co prawda do zagrania, ale sceny z jej
udziałem w wersji zabandażowanej, wyglądają jak rodem z filmów
klasy C. Zamiast wprowadzenia
do „Mrocznego uniwersum”
z przytupem mamy marne podrygi ładnych
buzi. Może
jedynie wątek Dr Henry'ego Jekylla (Russell Crowe) rozbudził mnie
na moment.
ON:
Owszem, wśród takiej nijakości postać grana przez Russella
Crowe'a nieco się wybija.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że nie jest to zasługą reżysera,
lecz samego aktora, który poniżej pewnego poziomu gry nigdy nie
schodzi.
Niczego
więcej się nie spodziewałam – koncepcje
pojęłam w tym świecie znaczenie będzie miało zło, cóż za
powiew świeżości… Pierwszym,
co zrobiłam po wyjściu z sali kinowej było rozesłanie sms-ów z
„nie idźcie na to do kina” do wszystkich znajomych, którzy
chcieli zmarnować czas.
A ja miałam takie wielkie oczekiwania co do tego filmu. Myślałam, że to będzie coś na co czekałam od dawna. Bardzo się cieszę, że przeczytałam Waszą recenzję, bo dzięki temu nie zmarnuję pieniędzy i cennego czasu.
A ja miałam takie wielkie oczekiwania co do tego filmu. Myślałam, że to będzie coś na co czekałam od dawna. Bardzo się cieszę, że przeczytałam Waszą recenzję, bo dzięki temu nie zmarnuję pieniędzy i cennego czasu.
OdpowiedzUsuńTo chyba nie moje klimaty, a jeżeli wasza rekomendacja to 'w ostateczności' to zdecydowanie nie obejrzę tego filmu :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Brak tu jakiejkolwiek rekomendacji. W ostatecznosvi za wstep specjalne i nic poza tym.
UsuńSzalenie bałam się mumii kiedy byłam mała, na pewno nie wrócę do tego koszmaru :)
OdpowiedzUsuńTakiej właśnie recenzji się spodziewałam. Okropny film - już zwiastun o tym mówił :)
OdpowiedzUsuńZe tez nie dal nam bardziej do myslenia ten zwiastun....
Usuń