Choć
skrócony do minimum, ten tydzień był dla mnie wyjątkowo ciężki
jeżeli o obowiązki służbowe chodzi. Naturalnym odreagowaniem już
od pewnego czasu jest kino, przy czym film, na który mogliśmy iść,
gdy mój mózg był skrajnie wykończony musiał być równie
skrajnie niewymagający. „Ostra noc” (ang. Rough Night
/2017/ reż. Lucia Aniello) to typowa, amerykańska komedia,
stawiająca w głównej mierze na żenujący poziom. Czyli w sam raz,
gdy myślenie jest gdzieś daleko poza tobą.
ON:
Gdybym sugerował się jedynie zwiastunami poziom określiłbym jako
skandalicznie niski.
Audiorecenzja dla tych, którzy wolą nas posłuchać niż przeczytać.
Jess
(Scarlett „drętwa” Johansson) kandyduje na nieokreślone wprost
aczkolwiek wysokie stanowisko polityczne w swoim okręgu. Kampania
jest na tyle czaso- i pracochłonna, że pomimo zbliżającego się
ślubu, nie ma za dużo czasu dla narzeczonego Petera (Paul „jedyny
śmieszny” W. Downs). Wypad na weekend do Miami zorganizowany przez
przyjaciółki ze studiów, mający stanowić swoisty wieczór
panieński, najchętniej spędziłaby w domowym zaciszu w
towarzystwie narzeczonego i proszków nasennych. Czcze marzenia!
Alice (Jillian Bell) najbardziej zaborcza i nieprzejednana psiapsióła
ma wobec Jess zamiary mające
pewne połączenie z prochami
i wiecznym snem.
ON:
W połowie seansu żałowałem, że bohaterki nie przedawkowały tych
środków nasennych. Jestem pewien, że film byłby lepszy gdyby
wzięły i zasnęły. Bezspornie wyniósłbym z niego wówczas
więcej.
Czym
jest Ostra Noc?
Średnio udaną kalką Kac Vegas
w wersji damskiej. To, co w Kac Vegas
było świeże i ciekawiło widza, w Ostrej Nocy
jest niczym ciepły drink pośrodku plaż Miami. Z założenia ma
bawić i sprawiać przyjemność, a w rzeczywistości męczy i
powoduje mdłości. Clue
fabuły można zobaczyć już w zwiastunach produkcji – na
nieoczekiwanej śmierci striptizera opiera się bowiem
cała fabuła. Seria
średnio śmiesznych gagów mających na celu zatuszowanie zbrodni
rozgrywa się w świecie
pełnym zboczeńców seksualnych, napastliwych sąsiadów i dilerów.
Istny
raj na ziemi.
Nie mogło zabraknąć
homoseksualnego wątku, którego pozwólcie, że przy kolejnym filmie
komentować nie będę.
ON:
Kiedy podczas kolejnych seansów mam wrażenie, że amerykańska
komedia nie może upaść niżej idę na coś takiego. Wątki
kopiowane z innych filmów w sposób nieudolny. Swoją drogą czy
motyw wymiotów naprawdę jest aż tak zabawny, żeby wciskać go do
każdego filmu? Chociaż jak sądząc po reakcji części z widowni
taka forma wyrafinowanego humoru wiele osób zachwyca.
Jak
na ironię, jedynymi śmiesznymi momentami w
filmie o kobietach, był
wątek poboczny Petera, jego przyjaciół i walki o związek w
postaci szaleńczej jazdy przez kraj na energetykach.
ON:
O i to faktycznie plus dla filmu! Motyw wieczoru kawalerskiego, który
zajął w całym filmie może z 2-3 minuty. Jedyne chwile kiedy nie
czułem zażenowania.
Gra
aktorska? Nie ukrywajmy, że nie o grę
chodzi w amerykańskich komediach i
nikt nie spina pośladków, aby wykrzesać z siebie jakiś kunszt.
Nawet jeżeli potrafiłby to zrobić… I
choć nie wyszliśmy z seansu przed czasem jak w przypadku polskich
odpowiedników to podejrzewam, że było to nasze pierwsze i
ostatnie zarazem spotkanie z Ostrą Nocą.
ON:Amen!
Film odpowiedni na wyłączenie
myślenia, na odreagowanie i odstresowanie po ciężkim dniu czy
tygodniu. Z drugą połówką? Cóż, to zależy czy ona również
skupi swoje myśli i… czyny, w głównej mierze na czymś poza
ekranem. Z dziećmi? Żart. Nikt o zdrowych zmysłach nie pójdzie na
to ze szkrabem. Natomiast jeżeli ty preferujesz lekkie kino
rozrywkowe i śmieszą Cię żarty dla dorosłych, film wyda Ci się
wprost idealny.
Szkoda, że jest taki lipny i skalkowany (jest takie słowo? ;)) może kiedyś go na jakieś odstresowanie, wyluzowanie obejrzę, ale pewnie szału nie będzie, szkoda...
Nie kusi mnie. Raczej nie dla mnie takie kino, mogę nawet powiedzieć, że takie filmy mnie drażnią ;)
OdpowiedzUsuńCiekawił mnie ten film i właśnie ciekawić przestał. Po przeczytaniu waszej recenzji raczej nie obejrzę Ostrej nocy ;).
OdpowiedzUsuńJejku jestem w szoku, że tak słabo wypadł. Chciałam na niego iść, teraz nie wiem czy warto :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jest taki lipny i skalkowany (jest takie słowo? ;)) może kiedyś go na jakieś odstresowanie, wyluzowanie obejrzę, ale pewnie szału nie będzie, szkoda...
OdpowiedzUsuń