Ekstremalnie
irytujący, obleśny w całej swojej prostackiej postawie, skrajnie
zwyczajny
i zaniedbany buc (!) z wielkim, wybujałym ego. Przy tym wszystkim
genialnie stworzona postać filmowa, kunszt aktorski na najwyższym
poziomie i niepodważalnie podtrzymany oscarowy poziom – taki oto
był w „Gold” (ang. Gold
/
reż. Stephen Gaghan) odtwórca
głównej roli – Matthew McConaughey. Na całe szczęście, bo
gdyby nie dobrze zbudowana od samych
podstaw rola, film okazałby się totalną ka-ta-stro-fą!
ON:
Kreacja głównego bohatera była jedynie wisienką na torcie jakim
był ten świetny film. Dwie godziny minęły szybciutko i
pozostawiły niedosyt, gdyż z chęcią zobaczyłbym dalsze losy
Kenny'ego Wells'a!
Pochwaliłam,
co mogłam, a teraz do rzeczy…Kenny
Wells (M. McConaughey), to wychowany w bogatej rodzinie,
rozpieszczony i zadufany w sobie, a na dodatek bardzo przeciętnie
atrakcyjny mężczyzna. Pracując w rodzinnej firmie w Nevadzie,
założonej jeszcze przez dziadka, zajmuje się szeroko rozumianym
poszukiwaniem skarbów skrzętnie poukrywanych po świecie przez
Matkę Ziemię. Po stracie ojca, przejmuje rodzinny biznes, który
doszczętnie rujnuje w zadziwiająco szybkim czasie. Oczywiście mamy
tutaj całą masę argumentów-wymówek przemawiających za zwykłym
pechem – krach, spadek konsumpcjonizmu
itp.itd., ale w moim osobistym odczuciu facet zwyczajnie pokpił
sprawę.
ON:
Mnie się wydaje, że nie pokpił, a jedynie miał charakter który
mógł doprowadzić albo do niewyobrażalnego bogactwa, abo do
całkowitego bankructwa. Balansował
na bardzo cienkiej linii.
Chcąc
odbić się od dna wyrusza za ostatnie grosze do Indonezji w
poszukiwaniu „starego znajomego” geologa – Michaela Acosta
(Edgar Ramirez), którego odnajdując namawia na wspólny biznes
wydobywczy. Wszystko bez choćby odrobiny
trudności…
ON:
Determinacja i wiara
w spełnienie marzeń na granicy szaleństwa. Takie
cechy można jedynie cenić, a wręcz niekiedy brać przykład.
Nie
wchodząc w spoilery – film nie powala. Można docenić kreację
McConaughey i nic ponadto. „Gold” jest zdecydowanie zbyt
monotonny i płaski fabularnie. Nie zastaniesz w nim ni krzty
rosnącego napięcia czy choćby punktu kulminacyjnego. Historia
ciekawa – a i owszem, ale reżyser nie wykorzystał potencjału.
Nudziłam się…
ON:
Ależ po stokroć się nie zgadzam! Płaski fabularnie? Film był
naprawdę wielowątkowy!
Wiele na prawdę ciekawych wątków tworzyło fantastyczną opowieść.
Być może wstęp był minimalnie przeciągnięty i mógł sprawiać
wrażenie nudnego, ale kiedy nadszedł punkt kulminacyjny, a nadszedł
(!) to akcja gnała do przodu i była pełna niespodzianek.
Oczywiście nie było tu pościgów, strzelanin, ani zaskakujących
śmierci, ale kapitalne dialogi i przygody bohaterów
dały mi dużo frajdy.
Flaki
z olejem, które nie mogły się skończyć, niemal jak w „Django”
(reż. Tarantino), choć tam przynajmniej wielokrotne zmierzanie
fabuły do końca było zamierzone i wynikało z groteskowego
charakteru filmu. W „Gold” na zakończenie nie było zwyczajnie
pomysłu, a gdy już ktoś ten pomysł znalazł, nie było źle, choć
dalej bez rewelacji.
ON:
I tu się zgodzimy, końcówka faktycznie przyniosła mały niedosyt.
Film
zdecydowanie na raz, choć zaryzykowałabym stwierdzeniem, że nawet
ten raz to o dwa razy za dużo.
ON:
Chyba wybrałaś zły dzień na oglądanie tego filmu :) być może
nie był wybitny, ale z pewnością jest to solidne kino przez duże
K, a Twoją krytyczną ocenę uważam za zbyt surową :)
Na
plus – obrazki indonezyjskiej puszczy. Na minus – 121
minut męczarni.
Recenzja w dwugłosie? I co ja mam teraz myśleć? Muszę sama sprawdzić...
OdpowiedzUsuńNota bene świetna recenzja! :)
nie słyszałam o tym filmie, ale pewnie go obejrzę :)
OdpowiedzUsuńJa wogóle nie oglądałam ostatnio żadnego filmu. Jakoś tak nie mam czasu. Pozdrawiam i zapraszam do siebie :) https://matkapatka.wordpress.com/
OdpowiedzUsuńMoże zainspirujemy cie to obejrzenia ktoregos recenzja 😉
Usuń