Poszłam
na „Song to song” (2017/ reż. Terrence Malick) zupełnie z
rozpędu. Nie widziałam zwiastunów, nie czytałam też żadnej
recenzji. Do tego stopnia, że jedynym skojarzeniem była twarz Ryana
Goslinga z plakatu. Spontan na całego!
ON: W
sumie to nawet trochę przyklaskiwałem temu pomysłowi, ponieważ
spotkałem się z wieloma komentarzami na temat tego filmu w
internecie. Aż dziw bierze, że taki gniot miał taki rozgłos.
Tak
szybko jak weszłam tak miałam ochotę wyjść. Film już od
pierwszej sceny zalatywał zupełną amatorszczyzną… Kino
alternatywne w pełnej krasie. Chcecie krótko i na temat o Song to
song? Postaram się to uczynić retoryką Malicka… Ból głowy.
Gniew. Jakże to wszystko niezrozumiałe, nieodparte, depresyjne. Ja,
on. Kino. Wszystko to nic. Chaos. Krzywe kadry. Gniew… Rozumiecie?
Pseudo psychologiczny gniot. Nie dla NORMALNYCH chcących czerpać z
seansu PRZYJEMNOŚĆ ludzi. Odradzam.
ON:
Nie można było tego lepiej ująć.
Rooney
Mara jako Faye to kobieta lubiąca agresywne związki uczuciowe
polegające na wzajemnej brutalności seksualnej. Spotyka się
równocześnie z dwoma mężczyznami – BV (Ryan Gosling) i Cook
(Michael Fassbender). Tego pierwszego kocha, z drugim sypia. Panowie
związani są ze sobą zawodowo. Cook wie o BV, BV o Cooku nie. Faye?
Cóż Faye miota się pomiędzy powiedzieć, nie powiedzieć, a może
strzelić widzowi od razu w łeb…
ON:
Takie rozwiązanie byłoby wyzwoleniem dla widza.
To
będzie jedna z najkrótszych, a zarazem najbardziej negatywnych
recenzji jak do tej pory. Niewiele mam bowiem do powiedzenia. Treść
bez treści ujęta w chaotyczne sceny, powyrywane i rozszarpane.
Krótkie epizody polegające na spojrzeniach i długich, myślowych
wywodach składających się z frazesów, że aż chce Ci się śmiać. Przez łzy. Stylistyka filmowa, że aż ręce opadają.
Założenie kręcenia niby dokumentu o życiu artystycznym połączona
ze stałym ucinaniem głów kadrem, to coś co ani nie jest
apetyczne filmowo ani wizualnie.
ON:
Nie mam pojęcia, o co chodziło w tym filmie. Odniosłem wrażenie,
że skierowany jest do pewnej wąskiej grupy odbiorców. Do tych
zadufanych w sobie, gardzących zwykłymi ludźmi krytyków
artystycznych, którzy w swojej nieomylności potrafią dostrzec
sztukę nawet w - z całym szacunkiem - „gównie”. Sęk w tym, że
w tym filmie banał gonił banał, a teksty były żywcem wyjęte ze
złotych myśli lub pamiętniczka nastolatki.
Z
seansu, zakończonego przed czasem wyniosłam jedynie zmęczenie.
Film ewidentnie dla wąskiego grona odbiorców, którzy lubią się
wymęczyć dla idei obejrzenia czegoś pseudo inteligentnego i takich,
co widzą trzecie dno w scenach, w których nie ma nawet pierwszego
znaczenia.
ON:
Muszę jeszcze napisać coś co mnie drażni. Film całkowicie o
niczym jest przez wielu znawców i krytyków oceniany wyżej niż
filmy, które może nie były wybitne, ale na pewno fabułą i
montażem biły „Song to song” na głowę np. Dzień Niepodległości: Odrodzenie Nie wiem z czego to się bierze...
Gosling
– drewno, Mara – irytująca. Fassbender pokazał w końcu (!!),
że nie jest manekinem i potrafi się na ekranie wyluzować i zagrać
to i owo. Szkoda tylko, że wzniósł się artystycznie w filmie o
niczym. O niczym.
średnia ocen 1,9
czyli... szkoda tracić czas!
Skoro szkoda tracić czas to raczej nie obejrzę :).
OdpowiedzUsuńJakośnie przepadam za Goslingiem, więc chociażby z tego powodu nie poszłabym na ten film do kina czy nie zasiadłabym przed telewizorem. I z tego co czytam, nic bym nie straciła ;))
OdpowiedzUsuńStraciłabyś... możliwość wkurzenia się na to COŚ.
UsuńNie widziałam, ale po Waszej recenzji będę omijać szerokim łukiem i nawet z ciekawości nie zamierzam zerknąć.
OdpowiedzUsuńByłam. Widziałam. Potwierdzam. Gniot.
OdpowiedzUsuńGniot nad gniotami.
UsuńMimo tego, że Ryan Gosling... to jednak mówię NIE ;) Zniechęciliście mnie skutecznie ;)
OdpowiedzUsuńUratowaliśmy Twą duszę :) jest tyle lepszych produkcji których obejrzenie daje przyjemność, a nie wkurzenie na maxa.
UsuńOj chyba tym razem zupełnie nie dla mnie :D
OdpowiedzUsuńTym razem to praktycznie dla nikogo :)
OdpowiedzUsuńO wow jak nisko! A planowałam obejrzeć bo ostatnio zakochałam się w Ryanie :D
OdpowiedzUsuń