Kino
francuskie to jakoś nie moje klimaty. Na palcach jednej ręki jestem
w stanie wymienić francuskie produkcje, które nie wywołały we
mnie uśmiechu zażenowania.
ON:
Ale z tutyłu kolejnej edycji Przeglądu Nowego Kina
Francuskiego nie mogliśmy wybrać nic innego.
Cóż,
ich poczucie humoru skrajnie odbiega od mojego, a gagi skierowane są
zdecydowanie do wąskiej grupy odbiorców poza krajem producenckim.
Choć oczywiście mają swoich miłośników, co zostało mi dobitnie
udowodnione pełną salą na przed premierze i gromkim śmiechem…
Tym samym, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze zwiastuny Jutro
będziemy szczęśliwi (fr.
Demain tout commence/
2016 / reż. Hugo Gélin)
byłam sceptyczna.
ON:
Zaraz, zaraz chciałaś
na to iść!
Wiem,
wiem zaraz mi napiszesz, że chciałam na to iść! Chciałam mimo
sceptycyzmu, gdyż takie jest przecież założenie – poszerzamy
horyzonty filmowe. Koniec tematu,
wracam do meritum... Sytuację
uratowała
jedyna znana mi twarz z obsady
Omar Sy – główna postać i pozytywne skojarzenia z filmem
Nietykalni.
Samuel
to młody, atrakcyjny mężczyzna, który prowadzi – delikatnie
mówiąc – zupełnie beztroskie życie. Pracuje jako „kapitan”
przez malutkie k
niczym łódź,
którą steruje wożąc turystów. Choć opowieści o pracy, jakie
snuje podrywając kolejne przygody
na jedną noc,
sprawiają, że te widzą go niczym wilka morskiego dzielnie
stawiającego czoła falom. Sam
prowadzi więc takie życie jakim go widzą inni – co port, to nowa
miłość. Jedną z takich właśnie przelotnych miłostek jest
Kristin (Clémence
Poésy).
Dziewczyna zjawia się w życiu Samuela po dwunastu miesiącach od
ich spotkania z trzymiesięcznym dzieckiem na rękach… Ich córką
– Glorią. Po czym
tak szybko jak się pojawiła, odjeżdża taksówką za pożyczone od
niego dwadzieścia euro. Szkopuł w tym, że zapomina zabrać bagażu
i… Glorii.
ON:
Przez co główny bohater musi przejść przyspieszony kurs
dojrzewania. Musi stawić czoło roli ojca, samemu czując się i
zachowując jak dziecko.
Pierwsze,
o czym pomyślałam widząc moment, gdy Kristin odjeżdża bez córki
to oczywiście same obelgi skierowane w jej stronę. Jak mogła ją
zostawić?! I to z obcym facetem… Później dotarło do mnie, że
reżyser doskonale wiedział, co robi i idealnie zagrał odbiorcom na
emocjach. Wybrał niesamowicie odważny wątek, tak skrajnie
odbiegający od stereotypów, że to ojcowie są tymi złymi.
ON:
Owszem
film pod płaszczem opowieści obyczajowej jest na wskroś
niepoprawny! W subtelny sposób łamie wiele stereotypów w tym ten o
jakim praktycznie nigdy się nie mówi – że to także kobiety
bywają bezlitosne i bez skrupułów
robią wszystko dla siebie nie licząc się z losem dziecka i ojca.
W
Jutro
będziemy szczęśliwi
matka
wykazuje się zwykłym tchórzostwem, jest taką
kukułeczką,
podrzucającą innym do wychowania swoje potomstwo… Naprawdę
wstyd. Od
momentu porzucenia, przechodzimy do sedna filmu, a więc na ekranie
pojawia się historia trudnego tacierzyństwa, ale pokazanego w
bardzo przyjemny sposób. Film
prawi trochę
o utracie wolności, dotychczasowego życia, trochę
o
ponoszenia odpowiedzialności za drugą osobę i stawaniu
na nogi po załamaniu się życia, które się zna.
Było
kilka
takich momentów, że załamywałam ręce – sceny wyrwane rodem z
Disneya,
tańczenie
synchroniczne do muzyki, skoki, zjazdy i udekorowanie mieszkania
Samuela i Glorii, cukierkowo i bajkowo. Gdzieś to wszystko nie było
realne… a szkoda.
ON:
Niby
nierealne, ale mi podobał się taki zabieg. Gość,
który żył jak chciał
i zachowywał się jak rozpieszczony
nastolatek wie, że dla dziecka najważniejsze jest to, by było
szczęśliwe. Staje
się ojcem oczywiście nie bez skazy, ale pod wieloma względami
wzorowym. A już na pewno takim, który poświęci wszystko dla
córki.
Według mnie tak przerysowane mieszkanie w jakim żyli Sam i Gloria
jest bardziej wiarygodne niż to, że mężczyzna zmienia swoje
przyzwyczajenia o 180 stopni i np. zatrudnia się w banku, przerzuca
na picie herbatki i wieczorki spędza
w teatrze.
Natomiast
jest to zdecydowanie dobra pozycja
o miłości bezwarunkowej, pokonującej wszelkie trudności. Trochę
na kształt kina familijnego, komedii, może komediodramatu, ale z
wyraźniej zarysowanymi wątkami humorystycznymi.
Rozwój
wypadków utrzymywał mnie w skupieniu przez cały film, choć fabuła
raczej oklepana i można było domyślić się wielu rzeczy nim
zostały tak naprawdę jasno wskazane.
ON:
Ładnie
nakręcony film o emocjach, rodzinie, problemach. Na pewno nic
przełomowego, ale na wieczorny seans jak znalazł.
Nie
wiem po co na siłę wciska się wszędzie wątki homoseksualne, ale
tu również się pojawił...
Jutro
będziemy szczęśliwi
przekazał
wartości i właśnie dla nich samym warto tę pozycje filmową
zaliczyć. Jeżeli macie dzieci – tym bardziej.
średnia ocen ... 6,8
czyli dobre kino!
Mimo, że nie przepadam za takimi filmami, to po przeczytaniu waszej recenzji wydaje mi się wartościowy. Z chęcią obejrzę :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Takie filmy to nie dla mnie :) Poczekam na inny :)
OdpowiedzUsuńNiektóre francuskie filmy bardzo mi się podobają, więc, chociaż to nie typ filmu, za którym przepadam, to będę go miała na uwadze :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZupełnie nie kojarzę tego filmu :)
OdpowiedzUsuńPewbie dlatego że jest to zupelna premiera w Polsce. Bylismy na pokazowe przed premierowym - Jutro bedziemy szczesliwi wchodzi do polskich kin 19.05!
UsuńPrzyznam, że bardzo mnie do niego ciągnie, jednak cieszę się, że podeptano kilka stereotypów, nawet jeżeli dotyczyły mojej płci :D Fakt faktem, po świecie chodzi wiele nieidealnych matek.
OdpowiedzUsuńMi również to przypadło do gustu.
UsuńChoć niewątpliwie jestem kobietą :)
Film wydaje mi się być przesłodzonym, ale dam mu szansę.
OdpowiedzUsuńMomentami... to fakt.
UsuńMyślę, że to mimo wszystko film dla mnie, wpadający w mój gust, bo zwyczajnie ruszają mnie takie historie ;) Choć jak w niedzielę byliśmy z narzeczonym w kinie, mając do wyboru m.in. ten film, ostatecznie zdecydowaliśmy się na "Szybcy i wściekli 8" więc aż tak pilnej potrzeby, by zobaczyć "Jutro będziemy szczęśliwi" nie miałam, jednak jeśli będę miała okazję to zobaczę :)
OdpowiedzUsuń