Enter your keyword

sobota, 27 maja 2017

Wielki Mur [recenzja]





Matt Damon to wyznacznik wysokiego poziomu kunsztu sztuki aktorskiej. Przynajmniej tak się ogólnie przyjęło, a podejrzewam, że zawdzięcza to takim filmowym pozycjom jak seria Bourne, seria Ocean's i świeżutki jeszcze Marsjanin. Wyższa półka gwiazd Hollywood, rozpoznawalna twarz, milionowe gaże. Jednakże od pewnego czasu grywa w mniej kultowych produkcjach, nie podnosząc ich poziomu swoją osobą.
ON: Jednak ja, co by to nie było, zawsze lubię graną przez niego postać. Nawet jeśli film ma braki to Damon jest żywym dowodem na to, że tylko jeden aktor potrafi podnieść ocenę danego filmu.
Sama już nie wiem czy to wina wieku (46 l.) – choć wątpię, czy trefnych wyborów samego Damona… „Wielki Mur” (ang. The Geat Wall/ 2016 / reż. Yimou Zhang) to jeden z filmów, które stoją na pograniczu – gdzieś pomiędzy Marsjaninem, a Władcami Umysłów czy Kupiliśmy zoo. Tak jak lubię oglądać Matta na ekranie tak z dzisiejszą recenzją mam kłopot.
ON: Akurat sam Damon nie zagrał źle. Jedynym problemem była niedopracowana fabuła wokół jego postaci. Myślę, że wycisnął maksimum z tego, co dostał do zagrania.
Chcąc być obiektywną na tyle na ile pozwala mi na to forma tekstu powinnam odradzić Wam seans, ale… czasem warto poszukać pozytywów.
William (Matt Damon) i Tovar (Pedro Pascal) to rzezimieszki i najemnicy. Przemierzają połacie terenów głównie w celach zarobkowych i nie są to zajęcia powszechnie uznawane za chwalebne. Do Chin trafiają za sprawą black powder czyli czarnego prochu mówiąc po naszemu. Mityczny środek wybuchowy ma dla nich wielki potencjał finansowy i jest jednocześnie celem samym w sobie. Gonieni przez miejscowe, górskie plemiona, które nie kryją się ze swoimi złymi zamiarami natrafiają na Wielki Chiński Mur. Rzecz jasna ciężko na niego nie natrafić…
ON: Oni jednak co ciekawe, jak na takich obieżyświatów i łowców plotek wszelakich nie słyszeli o samym Wielkim Murze…
Oczywiście nim tam docierają, reżyser serwuje widzom małą zapowiedź tego przed czym ów murek chroni wielką chińską cywilizację. Jest tam bowiem ze szczególnego, czterołapnego i zielonego powodu. Na nieszczęście Williama i Tovara Bezimienny Zakon – mający swoją siedzibę na murze, przygotowuje się właśnie do kolejnej walki z przybyłym z kosmosu wrogiem. Owym zielonym powodem. Tao Tie – bezwzględne istoty, przybywają raz na sześćdziesiąt lat, aby poprzez pożarcie wszystkiego, co się rusza akurat w zasięgu ich wzroku, przypomnieć światu, że chciwość jest zła, a za błędy innych płacą zwykle niewinni i otumanieni.
Przygotowując się do seansu Wielkiego Muru należy mieć świadomość, że jest to produkcja chińsko-amerykańska stąd przez większość czasu będziemy mieć do czynienia z chińskimi dialogami. Nie każdemu to odpowiada – mi przykładowo trochę mieszało w głowie, nie mogłam się skupić. Wyjątkowo lepszą opcją w tym przypadku, jak dla mnie, byłby lektor. Nie mniej jednak chińska obsada, język i cała otoczka uwiarygadniały zamysł fabuły, a fabuła oparta jest na osadzonym w kulturze motywie Tao Tie czyli „pożeraczy”.

ON: Chiny po raz kolejny miały ambicje zrobić światowy hit kinowy. Wykorzystali znane twarze z Hollywood, swoje mitologiczne legendy oraz wielomilionowy budżet by zachwycić widzów. Niestety okazało się, że ten chiński film, podobnie jak wiele chińskich produktów jest niskiej jakości..
Bez skutku szukałam w czeluściach Internetu bardziej rozbudowanego artykułu na ten temat znajdując jedynie wzmianki. Nie wiem, czy koncepcja obrony muru i jego przeznaczenia jest jednie fikcją reżysera czy została zaczerpnięta z mitów. Dużym plusem byłaby opcja druga, ale nie jest to nigdzie potwierdzone – nigdzie w zrozumiałym dla mnie języku.
ON: Nie ukrywam, że jak na miłośnika wszelkich mitów i legend o samych historiach ze starożytynych Chin wiem niewiele. Mnie ten wątek istnienia Wielkiego Muru przekonał. Historia z mitologii chińskiej czy nie, to pomysłem reżyser na pewno chwycił mnie mocno za rękę, bym obejrzał film z zainteresowaniem.
Stąd skupiając się na tym fikcyjnym wymiarze muszę stwierdzić, iż Wielki Mur to produkcja przyprawiająca mnie o recenzencki ból głowy. Tak wielu czynników składających się na miano dobrego kina, mi w niej zabrakło. Zaczynając od animacji Tao Tei, która przypominała kiepskie gry komputerowe z początków lat 90tych, poprzez ujęcia biegających Chińczyków – wte i wewte, na oderwaniu od realizmu – przyjeżdża dwóch obcych na koniach, a Zakon Bezimiennych przyjmuje ich z otwartymi ramionami, powierza sekrety, daje broń, pozwala walczyć... kończąc, ten film nie wbił w fotel. Podejrzewam, że nakład finansowy był ogromny, scenariusz dopracowany fabularnie, a na realizację i tempo akcji zabrakło szczęścia przy wyborze osób odpowiedzialnych i trochę obsady. Kilka ciekawych ujęć, mniej efektów specjalnych i zupełny brak możliwości wychwycenia kierujących bohaterami pobudek, a właściwie pobudek kierujących do zmiany zachowań, które zostały jasno nakreślone. Dialogi nie powalały, a pokazywanie idealnej synchronizacji i perfekcjonizmu chińskiej części ekipy – bicie w bębny, walka, marsz itp.itd, to nie to, na co chcemy patrzeć przez cały film.
ON: Niestety wypunktowałaś wszystkie słabe punkty tego filmu. Aż biło po oczach jak tej legendarnej chińskiej precyzji zabrakło przy szczegółach fabuły lub dopracowaniu efektów specjalnych. Sądzę, że naprawdę niewielkim nakładem pracy można było zrobić z „Wielkiego Muru” film solidny, który wszedłby do kanonu podobnych sobie.
Pozytywem, którego szukałam od początku była i pozostała samakoncepcja. Wielki Mur to film w głównej mierze skierowany do widza nie wymagającego od tego, co ogląda niczego prócz … No właśnie czego? Ciężko zmuszać kogokolwiek do oglądania produkcji dla samej jej koncepcji, marnie zrealizowanej.
ON: Na pewno jednak nie przykleiłbym łatki „Nie oglądać! Nie warto!” Film miał swoje plusy. Wątek mitologiczny, ciekawe ujęcia podczas walk, sama akcja, która nie zwalniała. Ponadto przepiękne krajobrazy! Było na czym zawiesić oczy. Niedociągnięć było sporo, ale w gruncie rzeczy rozrywki równie dużo. To nie był ambitny film, co do tego nie ma wątpliwości. Lecz dla osób po ciężkim
dniu/tygodniu jest jak znalazł. Dużo, ładnie, szybko. Nie trzeba myśleć albo skupiać się nad fabułą. Takie filmy też są potrzebne. Skończę swoje dygresje zdaniem, które wpadło mi do głowy po seansie: twórcy starali się zrobić film z ogromnym rozmachem, lecz zderzył się on z wielkim murem rzeczywistości. Zdarza się każdemu.

Inaczej – jeżeli jeszcze nie widziałeś, a lubisz kino chińskie, osadzone w historii lub oparte na hipotezie mogącej mieć cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, spróbuj i daj znać czy oślepłam oglądając czy miałam rację mówiąc o zmarnowanym potencjale.


średnia ocen 4,8
czyli... można obejrzeć!

film obejrzany dzięki Chili.Tv


1 komentarz:

  1. Nie widziałam tego filmu, ale jakoś mnie nie zachęcił pomimo tego, że czasami lubię obejrzeć film oparty na legendach, mitach itd. Po Waszym opisie wnioskuję, że czegoś mu brakuje, więc ja podziękuję :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za chęć pozostawienia po sobie śladu! Komentarze, recenzje, opinie, a nawet uzasadniona krytyka - motywują najskuteczniej!

Ona i On

Ukryte Piękno

Ukryte Piękno
recenzja